Łańcuch dobrych ludzi
Kolejna część relacji z Drogi Św. Jakuba z progu własnego domu do Santiago, poświęcona ludziom spotkanym na polskim szlaku.
środa, 4 lipca 2018
Muszę przyznać, że polska droga Świętego Jakuba Via Regia zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Santiago przyciąga setki tysięcy pielgrzymów rocznie, wybierających się w podróż z różnych powodów. Jednak na hiszpańskich szlakach robi się tłoczno, a coraz większa liczba świeckich pielgrzymów-turystów nastawiona jest głównie na konsumpcję bez dawania niczego od siebie. Tracą na tym wszyscy bez wyjątku. Bardzo fajnie podsumował to kolega po swojej niedawnej pielgrzymce szlakiem Camino Portuges:
W pewnym momencie człowiek idący obok Ciebie przestaje być Twoim bratem, a zaczyna być konkurentem do miejsca w albergue.
Za sobą mam już kawałek polskiego odcinka Via Regia i dla mnie osobiście przebił on nawet kameralne Camino Del Norte. Polski szlak ma wybitnie duchowy charakter i praktykowane są na nim proste, ale szalenie ważne wartości płynące z Ewangelii, bez żadnej przekolorowanej pompy. Choć nie spotkałem na razie ani jednego innego pielgrzyma, ogromnym skarbem okazała się być zorganizowana wokół szlaku społeczność. Są to ludzie, którzy opiekują się szlakiem oraz z dobrego serca pomagają idącym dotrzeć do celu. Mała ilość pielgrzymów pozwala pomagać indywidualnie, co stwarza okazję do interesujących spotkań.
W poprzednim wpisie pisałem o alberdze funkcjonującej przy parafii w Sączowie. Okazało się, że proboszcz dał cynk o mnie osobom ze Śląskiego Klubu Przyjaciół Camino, a oni pomogli mi skontaktować się z ludźmi, którzy goszczą pielgrzymów lub z parafiami na trasie. Dostałem także kontakty do kolejnych osób, odpowiedzialnych za dalsze odcinki szlaku. Ta pomoc była niezwykle cenna - noclegi na kilka etapów znalazły się w zasadzie same. Członkowie stowarzyszenia znali okolicę i wiedzieli, gdzie uderzyć, by w kilka minut namierzyć coś, co mi zajęłoby dużo dłużej. Tam, gdzie zostałem przyjęty w gościnę do domu, wieczory wypełniły się rozmowami i opowieściami.
Nie zapomnę zwłaszcza ojca w jednym z klasztorów. W klasztorze nie było warunków, aby mnie przenocować - zacząłem szukać noclegu na pobliskiej ulicy, lecz nie zdążyłem nawet się dobrze rozkręcić, gdy wspomniany ojciec wybiegł za mną w klapkach z klasztoru i powiedział, że zna tutaj taką jedną wyjątkową rodzinę. Od razu mnie tam zaprowadził i po chwili miałem już dach nad głową, a rozmowy zakończyliśmy dopiero około północy. Pamiętam też właściciela gospodarstwa agroturystycznego, który przyrzekł sobie z żoną, że skoro sami nie mogą iść na Camino, to będą przyjmować każdego pielgrzyma idącego szlakiem - zorganizowali nawet specjalny pokoik, gdzie mogą go ugościć.
Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: "Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie.
Bezinteresowna pomoc obcej osobie czy wręcz przyjęcie jej pod swój dach wymaga dość dużej odwagi. Dla mnie te spotkania mają podwójne znaczenie. Po pierwsze, to bardzo konkretna postawa do naśladowania, przykład, jak w praktyce żyć Ewangelią na co dzień, ważny zwłaszcza dla ludzi młodych. Często czytamy coś mądrego, a jak przychodzi do zastosowania tego w życiu, to jest “o matko” i miesiące pracy metodą prób i błędów :). Jedno takie spotkanie i możliwość zobaczenia czegoś na własne oczy potrafią zdziałać cuda. Pokazują one, że mimo chorób trapiących Kościół w Polsce wciąż są w nim zwykli ludzie dobrej woli; cały łańcuch dobrych ludzi. Mamy od kogo się uczyć. Trzeba tylko chcieć i wiedzieć, gdzie szukać. Droga Świętego Jakuba to jedno z takich miejsc.
Przede mną wciąż kawałek drogi przez Polskę, a potem kolejne kraje. Mam nadzieję, że podobnych spotkań nie zabraknie i przed Wrocławiem, i dalej.
ten wpis jest częścią serii
Komentarze (0)