Weekend w Snowdonii
Snowdonia to park narodowy w północnej Walii obejmujący jej najwyższy szczyt oraz okoliczne tereny. Oto propozycja, jak można ją zwiedzić, gdy mamy do dyspozycji wolny weekend.
wtorek, 27 września 2016
Pomysł zwiedzenia Walii narodził się podczas jednego z pobytów w Wielkiej Brytanii. Na weekend miał przylecieć do mnie przyjaciel jeszcze z dawnych, licealnych czasów (nawiasem mówiąc to właśnie on odpowiada za powstanie domeny zyxist.com). Niestety, w ostatniej chwili musiał anulować swój pobyt, a ja zostałem z wolną końcówką tygodnia do zagospodarowania. Niewiele myśląc, napisałem o tym współlokatorowi i dorzuciłem na koniec pytanie: przy okazji, a co powiesz na weekendowy wypad do Walii? Był piątek rano. Wieczorem mieliśmy naprędce porezerwowane noclegi, prowiant i jechaliśmy autostradą M4 w kierunku Cardiff.
Walia i Snowdonia
Krótko o celu naszej podróży. Walia to księstwo będące jedną z czterech składowych Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Znajduje się w południowo-zachodniej części wyspy, zajmując jeden z charakterystycznych "półwyspów". Walijczycy są narodem celtyckim, który do dnia dzisiejszego zachował swoją kulturę i tożsamość narodową, a stosunkowo duża część populacji zna i posługuje się - obok angielskiego - również rodzimym językiem walijskim. Naszym celem w Walii był park narodowy Snowdonia, znajdujący się na północy kraju i obejmujący masyw górski z najwyższym szczytem, górą Snowdon (1085 m.n.p.m.).
Noc 1: Brecon Beacons
Z Londynu najlepiej dostać się do Walii autostradą M4, która zaprowadzi nas wprost do Cardiff. Jeśli dysponujemy odrobiną czasu i jesteśmy wystarczająco odważni, możemy zajechać do leżącego po drodze miasta Swindon i spróbować zmierzyć się z Magicznym Rondem. Jest to wyjątkowe skrzyżowanie mające postać ogromnego ronda złożonego z... pięciu mniejszych rond, po którym możemy poruszać się w obu kierunkach - jeśli chcesz dowiedzieć się o nim więcej, obejrzyj ten filmik.
Anglię opuściliśmy przez imponujący most zawieszony nad ujściem rzeki Severn - przejazd nim jest płatny i kosztuje około 7 funtów. Ponieważ nie byliśmy w stanie w jeden wieczór zajechać do Snowdonii, pierwszą noc spędziliśmy w górach Brecon Beacons, które otaczają Cardiff od północy. Ich najwyższym szczytem jest Pen y Fan (886 m.n.p.m.). W stolicy na węźle 32 odbiliśmy na północ, na drogę A470. Początkowo dwujezdniowa arteria stopniowo zmieniła się w krętą, górską drogę. W końcu, za którymś z zakrętów z ciemności wyłonił się drogowskaz YHA Brecon Beacons, prowadzący nas do położonego kawałek w lesie hostelu prowadzonego przez angielskie stowarzyszenie Youth Hostel Association. Hostel w zasadzie dużo bardziej przypominał polskie schroniska. Długi, kamienny budynek pomalowany na biało. Wnętrze było surowe, ze ścian wystawały gołe kamienie i drewniane wsporniki. W hostelu znajdowało się kilka wieloosobowych pokoi, łazienka, ogólnodostępna kuchnia, jadalnia oraz pokój dzienny. Grupa podróżników gotowała kolację, obok rodzina z dwójką synów zajadała kanapki, a nieco dalej od nich siedziała jakaś para pijąca wino z kieliszków. Zrzuciliśmy bagaże, zamieniliśmy kilka słów z Robem śpiącym w tym samym pokoju, co my. Kupiliśmy po butelce walijskiego piwa i sami wzięliśmy się za gotowanie.
Rano obudziło nas przepiękne słońce, a zza drzew wyłoniła się skąpana w świetle, zielona kraina. Spakowaliśmy się i ruszyliśmy w dalszą drogę na północ, podziwiając widoki i próbując rozszyfrować walijskie nazwy.
Droga na północ
Kraina skąpana była w słońcu, zaś auto połykało kolejne połacie asfaltu. Jechaliśmy na północ po zwykłych drogach wijących się wśród zielonych pagórków i malowniczych wiosek. Tu i ówdzie przemykały samochody, czasem jakaś ciężarówka, ale ruch był ogólnie bardzo spokojny i można było delektować się krajobrazem. Tym razem prowadził kolega i było nawet trochę czasu, by przyhamować, abym mógł wystawić przez okno aparat i porobić kilka zdjęć okolicy. Czuliśmy się trochę, jakbyśmy wjechali do Shire z Władcy Pierścieni. Brakowało tylko norek hobbitów.
Po prawie trzech godzinach jazdy góry zrobiły się bardziej łyse, niczym w Tatrach Zachodnich, a ich wysokość wzrosła. Oto znaleźliśmy się w Snowdonii i wszystko wskazywało na to, że byliśmy już bardzo blisko naszego celu - góry Snowdon. Trzeba tylko było znaleźć punkt startu i zaparkować…
Sobotnie popołudnie: Snowdon
Snowdon to najwyższa góra Walii i Anglii, która jednak jest o ponad 300 metrów niższa od położonego w Szkocji szczytu Ben Nevis. Na szczyt prowadzi sieć dobrze utrzymanych ścieżek, a naprawdę leniwi mogą nań wyjechać parową kolejką zębatą, której trasa rozpoczyna się w wiosce Llanberis. Kolejkę uruchomiono w 1896 roku i jest to jedyna kolej zębata na terenie Wielkiej Brytanii. Trasa liczy 7,6 km długości, a różnica poziomów - 960 metrów. My jednak postanowiliśmy dostać się na szczyt przy pomocy własnych nóg. Dostępne szlaki opisał nam znajomy Brytyjczyk, wielki fan walijskich gór - zdecydowaliśmy się na Pyg Track prowadzący z przełęczy Pen-y-pass. Przez przełęcz biegnie asfaltowa droga. Jest tam też niewielka restauracja oraz parking, ale na miejsce na nim można liczyć tylko wtedy, gdy przyjedzie się wcześnie rano.
W przeciwieństwie do polskich gór, problem z brakiem miejsc parkingowych nie jest zbyt uciążliwy, bowiem kilka kilometrów dalej znajduje się parking Park&Ride, a do miejsca startu można dojechać kursującym co kilkanaście minut autobusem linii S2 do Betws-y-Coed. Dostępne są też taksówki. Oba rozwiązania są bardzo popularne wśród brytyjskich turystów, przetestowaliśmy je i możemy polecić. Jest to też świetna opcja, gdybyśmy zapragnęli zejść na dół innym szlakiem.
Teraz o samym Pyg Track. Jest to typowy szlak górski, miejscami szerszy, miejscami nieco węższy. Po dotarciu do Bwlch y Moch, w mniej więcej 1/3 długości odbija od niego w prawo Crib Goch Route, znacznie trudniejsza ścieżka prowadząca po grani, przywodząca na myśl tatrzańską Orlą Perć. Odradzane jest korzystanie z niej podczas silnego wiatru. Szlak Pyg poprowadzony jest mniej więcej w połowie wysokości pomiędzy dnem doliny, a granią, z dobrymi widokami w kierunku południowym. W dole widać wijącą się wśród jeziorek ścieżkę Miners Track, wiodącą obok ruin starej kopalni i łączącą się - po ostrym podejściu - z Pygiem niedługo przed szczytem. Po krótkim, ale ostrym podejściu szlak dociera do przełęczy, z której rozpościera się widok w kierunku zachodnim, na leżące w oddali morze. Biegnie też tędy tor kolei zębatej. Idąc wzdłuż niego, ostatecznie docieramy do kopca kamieni znaczącego szczyt. Cała droga z Pen-y-Pass na szczyt trwa od 2 do 3 godzin, zależnie od naszej kondycji.
Widok ze Snowdonu jest oszałamiający. Większość gór w okolicy jest znacząco niższa i przy doskonałej widoczności widać z niego brzegi Irlandii, Szkocję i Anglię. Nie bez powodu właśnie tutaj Edmund Hillary trenował wspinaczkę przed wyprawą na Mount Everest w 1953 roku. Cały problem polega jednak na tym, że na ładną pogodę bardzo trudno trafić. Wszyscy mówili nam, że mieliśmy niesamowite szczęście, gdyż wyjątkowo to właśnie Walia była wtedy jedynym słonecznym miejscem Wielkiej Brytanii, a przeważnie jest na odwrót. Wśród Brytyjczyków krąży nawet dowcip, że w Walii są tylko dwa rodzaje pogody: albo będzie padać, albo już pada. Jeden z naszych znajomych opowiedział nam, że był na Snowdonie trzykrotnie i za każdym razem widział wokół siebie tylko kłębiące się chmury. Z kolei ładna pogoda ma niestety jeden efekt uboczny objawiający się w weekendy - jeśli już się trafi, wszyscy chcą wejść na szczyt i jest tam po prostu tłok. Moje wejście wyglądało mniej więcej tak, że stanąłem w kolejce, w końcu udało mi się dopchać i stanąć na krawędzi niewielkiej platformy na szczycie kopczyka kamieni. Powiedziałem cicho "bywałem wyżej" i od razu zszedłem, by rozłożyć się na krawędzi skały i już na spokojnie podziwiać krajobraz...
Noc 2: Conwy
Conwy odkryliśmy kompletnie przez przypadek. Nasza wyprawa była improwizowana; mieliśmy wydrukowaną naprędce mapę okolic Snowdonu, dwa noclegi w hostelach zarezerwowane na godzinę przed wyjazdem i nic więcej. Wybraliśmy Conwy, ponieważ jako jedyny w okolicy miał wolne łóżka. Po zjechaniu z gór dotarliśmy do szerokiej, dwujezdniowej arterii wiodącej wzdłuż wybrzeża, z pięknym widokiem na zatokę. Na jednym ze zjazdów odbiliśmy w lewo i po chwili naszym oczom ukazały się najprawdziwsze kamienne mury miejskie... to miasto ma mury! I to ogromne! Tuż przed bramą skręciliśmy w prawo i wjechaliśmy w niewielkie uliczki zabudowane ze wszystkich stron domami jednorodzinnymi na zboczu wzgórza. Wśród nich mieścił się hostel YHA Conwy, z którego roztacza się wspaniała panorama na całe miasto.
Niedzielny poranek
Zwiedzanie Conwy, ze względu na późną porę, zostawiliśmy sobie na rano. Jeżeli uczęszczamy na msze święte, to w obrębie murów, w pobliżu stacji kolejowej na Rosemary Lane znajduje się rzymskokatolicka parafia pw. Św. Michała, z mszą o godzinie 9:00. Pora jest w porządku, gdyż całe miasto, a przede wszystkim miejsca warte zobaczenia, otwierane są dopiero godzinę później. A czym samo Conwy nas może zachwycić? Przede wszystkim jest to jeden z najlepiej zachowanych w Europie kompleksów średniowiecznych budowli obronnych. Conwy otoczone jest do dzisiaj przez kompletny system murów miejskich o długości 1,3 km, a nad zatoką góruje średniowieczny zamek - oba wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Oprócz tego w samym mieście zachował się do dzisiaj XIV-wieczny dom miejscowego kupca, dom elżbietański z 1576 roku oraz... najmniejszy dom w Wielkiej Brytanii - niewielki budyneczek o wymiarach 3,05 x 1,8 metra, który od 1600 do 1900 roku faktycznie był zamieszkałym domem. Jego ostatni mieszkaniec, rybak Robert Jones o wzroście 1,91 został zmuszony do wyprowadzenia się, gdy miejscowe władze ogłosiły, że zamieszkiwanie tak małego budynku jest szkodliwe dla zdrowia. Jego potomkowie są właścicielami domu do dzisiaj, który stanowi wyjątkową atrakcję turystyczną.
Na sam koniec...
W Conwy można spędzić resztę niedzieli. Alternatywne propozycje to wycieczka na pobliską nadmorską skałę Great Orme, na której kursuje zabytkowy tramwaj, lub też zajechanie do wioski o wdzięcznej nazwie Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch, aby zrobić sobie zdjęcie pod tablicą na przystanku kolejowym. Aby opuścić Walię, możemy obrać dwie drogi. Pierwsza to jazda nadmorską drogą A55 biegnącą przez Conwy w kierunku Chester i dalej do autostrady M6. Inna opcja to jazda drogą A5 przez serce Snowdonii, a następnie przez Shrewsbury do Birmingham i autostrady M6.
Wizyta w Snowdonii jest dla mnie aktualnie najlepszą improwizowaną wycieczką ostatnich lat. Mam nadzieję, że będzie ona też i dla Was źródłem inspiracji, zwłaszcza jeśli przebywacie lub planujecie wybrać się w tamte okolice. Na koniec załączam orientacyjny cennik:
- przejazd nad rzeką Severn - £6,95
- nocleg w YHA Brecon Beacons - do £20
- parking pod Snowdon - £5
- autobus do Pen-y-Pass i z powrotem - 2x £1,50
- nocleg w YHA Conwy - do £20
- wstęp na zamek w Conwy - £7,95 (osoba dorosła)
- mury miejskie Conwy - bezpłatne
ten wpis jest częścią serii
Komentarze (2)
Patryk Zieliński
# wtorek, 4 sierpnia 2020, 14:36
Piękne zdjęcia! Musimy się kiedyś wybrać w tą część Wielkiej Brytanii :)
Paulina
# środa, 3 sierpnia 2022, 15:31
Piękna jest północna Walia, a Snowdon to jeden z moich ulubionych szczytów górskich w UK.